1 marca przeżywamy Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Pamięć tę pielęgnujemy poprzez udział w różnych uroczystościach, podczas których oddajemy hołd i modlimy się w intencji obrońców Ojczyzny.

Pamięć tę pielęgnują również młodzi, którzy biorą udział w wielu konkursach, poświęconych Żołnierzom Niezłomnym, przygotowując prace pisemne czy plastyczne na zadany temat. Jedna z takich prac została nadesłana do Redakcji Radia FARA. Jej autorką jest Jadwiga Gorczyca, uczennica Szkoły Podstawowej nr 3 im. Marii Konopnickiej w Krośnie.

Praca ta została przygotowana w ramach Konkursu Literackiego „Wolność jest w nas. Ku pamięci Żołnierzy Wyklętych” zorganizowanego przez Zespół Szkół Publicznych w Posadzie Górnej. Autorka swoją pracę zatytułowała Per aspera ad astra.

Zachęcamy do przeczytania!

________

Jadwiga Gorczyca: Per aspera ad astra

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ma być wyrazem hołdu
dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa,
niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji
niepodległościowych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny

 Lech Kaczyński

Kiedy czytamy słowa śp. prezydenta Rzeczpospolitej budzi się myśl, że trzeba poznać prawdziwą historię żołnierzy, dla których w 1944 roku zmienił się jedynie okupant, a wartości takie jak Bóg, Honor i Ojczyzna coś nadal znaczyły i nie były pustymi słowami.

Kim byli „żołnierze wyklęci” i w jaki sposób zapisali się na kartach historii? W 1944 roku w okolicach Rokitna z 3 na 4 stycznia Armia Czerwona wkroczyła ze wschodu, aby pomóc w wyparciu wojsk hitlerowskich Niemiec z naszego kraju. Niestety, potem ta pomoc zaczęła się przeradzać w kolejną okupację trwającą prawie pół wieku. Ale mimo tego, iż wielu żołnierzy i polityków uwierzyło w komunizm lub zostało zastraszonych, w konsekwencji czego podjęli współpracę z ludźmi Stalina, to znaleźli się również tacy, którzy nie chcieli by tak wyglądała powojenna Polska, nie chcieli by znalazła się pod stalinowskim butem. Wielu z nich porównywało radzieckie NKWD do tajnej policji niemieckiej (gestapo). Za odmowę współpracy z Sowietami groziło im wywiezienie do łagrów albo natychmiastowa śmierć, często w do dziś nieustalonych okolicznościach i miejscach.

Dla „niezłomnych”, bo i takiego określenia w odniesieniu do drugiej konspiracji używają historycy, nowym domem stał się las, gdzie mogli się schronić, stąd też nazywani bywają „leśnymi”. Celem ich działania było przede wszystkim likwidowanie funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa (UB, czyli bezpieki) i innych formacji wprowadzających nowy porządek w Polsce, także rozbrajanie posterunków Milicji Obywatelskiej (MO) oraz siedzib UB. Mimo tego, że władza ludowa nazywała tych ludzi bandytami, oni – wpierani przez ludność okolicznych wsi – zbrojnie, politycznie i propagandowo stawiali opór nieproszonym gościom. Nigdy nie zabijali niewinnych ludzi. Trzeba podkreślić, że „wyklęci” najpierw rozbrajali, potem przesłuchiwali, następnie uwalniali funkcjonariuszy UB, MO czy Armii Czerwonej. Był to świetny sposób na zdobywanie przez nich broni.

Dowództwo „ludowego” Wojska Polskiego wydało rozkaz rozstrzeliwania na miejscu i bez sądu antykomunistycznych „bandytów” przyłapanych z bronią w ręku. Może się wydawać, że takie rozwiązanie bardzo pomogło w usuwaniu „niezłomnych”, ale dalej były miejsca, w których partyzantka działała bardzo prężnie. Latem 1945 roku komuniści ogłosili amnestię, aby zachęcić byłych żołnierzy Armii Krajowej (AK) i innych formacji do ujawnienia się. W szacunkach podaje się, że ok. 40 tys. ludzi wyszło z ukrycia. Niestety w wielu przypadkach nie uratowało ich to przed więzieniem, torturami, a często egzekucją. Komuniści umieszczali swoich agentów w oddziałach „leśnych”, czerpiąc w ten sposób wiedzę  o przeciwniku.

Kolejny krok umacniający władzę stronników Stalina w Polsce stanowiło sfałszowanie głosowania do polskiego sejmu w styczniu 1947 roku. Po tych wyborach ogłoszono kolejną amnestię. Członkowie podziemia niepodległościowego zaczęli się ponownie ujawniać, wielu z nich przestało wierzyć w sens dalszej walki, inni mieli dość życia w nieludzkich warunkach, zapoczątkowanych niemiecką agresją w 1939 r. Niemniej w lasach pozostało jeszcze 2 tyś. „niezłomnych”.

Amnestia była pułapką. Komuniści nie dotrzymali słowa – więzili oraz likwidowali najbardziej aktywnych „wyklętych”. Oskarżenia były fabrykowane, procesy trwały kilkanaście minut, często, żeby bardziej upokorzyć żołnierzy, toczyły się w celach, gdzie jedynym miejscem do siedzenia dla oskarżonych były sedesy, dlatego często w pamiętnikach takie procesy nazywano „kiblowymi”. Warto zaznaczyć, że od wkroczenia Armii Czerwonej w przedwojenne granice Polski do zabicia ostatniego „żołnierza wyklętego” upłynęło aż 19 lat, co świadczy o ich niezłomności i wiary w ideały, w imię których walczyli i ginęli. Tym ostatnim, który oddał życie za wolność ojczyzny był Józef  Franczak ps. „Lalek”, zabity w 1963 roku przez połączone siły MO i Służby Bezpieczeństwa (SB).

Błędem jest powtarzanie przez niektórych ludzi, naśmiewających się z „żołnierzy wyklętych”, że byli oni „harcerzykami, którzy zapomnieli o tym, że wojna się skończyła”. Tacy ludzie nie mają szacunku nie tylko do historii swojego narodu, ale też do „niezłomnych”, którzy przelali krew za ojczyznę i nie sprzedali się za stanowiska. Aby zagłębić się w tematykę i poznanie tych wojowników walczących z komunistycznym reżimem najlepiej sięgnąć do historii własnej małej ojczyzny. Ja wybrałam Kazimierza Człowiekowskiego – bohatera i „żołnierza wyklętego”.

Kazimierz Człowiekowski ps. „Niemsta” urodził się w Krośnie 13 stycznia 1909 roku. Mimo trudnego dzieciństwa starał się wyedukować. Uczęszczał do szkoły podstawowej w Jaśle, a następnie do Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika (obecne I LO) w Krośnie. Zdobywanie wykształcenia kontynuował w szkole tkackiej w rodzinnym mieście, praktyki odbywał w zakładach włókienniczych w Bielsku. Po śmierci ojca Longina, wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Niestety z powodu ciężkiej choroby płuc był zmuszony zakończyć edukację. Gdy został powołany do wojska, służył w jednostce artyleryjskiej we Włodzimierzu Wołyńskim, lecz podobnie jak w seminarium, został zwolniony ze służby z powodu stanu zdrowia. Najpierw wykładał na Uniwersytecie Ludowym w Gaci obok Przeworska, by następnie w 1934 roku rozpocząć studia we Lwowie na wydziale prawniczym. Został usunięty z uczelni za działalność polityczną.

W przededniu wybuchu II wojny światowej zaczął pracę we Włocławku, którą przerwał z powodu wkroczenia armii niemieckiej do Polski. Powrócił do rodzinnego domu, aby pomóc matce w gospodarstwie. Zaangażował się w ruch oporu w postaci Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), przekształconego później w AK. Był członkiem Kierownictwa Dywersji (Kedywu) i żołnierzem w oddziale partyzanckim OP-11 „Orskiego” – Józefa Czuchry. Brał udział w akcjach dywersyjnych oraz bojowych. W 1943 roku ożenił się z Jadwigą Radwańską, miał  z nią troje dzieci. W lipcu 1944 pod Turzym Polem dołączył do OP-15 pod dowództwem Michała Cerkiewniaka ps. „Boruta”. Po oswobodzeniu Krosna pracował w starostwie powiatowym. Za sprzeciwianie się radzieckim żołnierzom został aresztowany i przewieziony do więzienia na zamku w Rzeszowie, a później zesłany do łagrów: Jegolsk-Ustie, Borowicze i Swierdłowsk. Powrócił do domu w 1947 roku i podjął pracę w przemyśle szklarskim. W 1949 roku został aresztowany przez UB, ale zdołał zbiec. Ukrywał się przez 5 lat w różnych miejscach na Podkarpaciu, niestety 12 kwietnia 1954 roku został zdradzony podczas obławy, którą kierował szef UB w Krośnie – Zdzisław Kusiak. „Niemsta” przebywał wtedy w przysiółku Leszczyny koło Korczyny, został postrzelony i na skutek obrażeń zmarł w szpitalu w Rzeszowie 18 kwietnia 1954 roku.

Kazimierz Człowiekowski wierzył, że „wolność jest w nas”, że każdy człowiek ma wartość, której nie da się kupić za żadną cenę. Wiedział, że dopóki Polacy nie będą samodzielnie decydować o swoich prawach i obowiązkach, nie zaznają wolności i niepodległości.

Wielu „żołnierzy wyklętych” zginęło po II wojnie światowej, w przeciwieństwie do ich oprawców, których ominęła ręka sprawiedliwości. Nie możemy zapomnieć o bohaterach tego okresu naszej historii, którzy poświęcili życie za Polskę. Musiało ich to szczególnie boleć, ponieważ Polaka zabijał Polak, nie zapomnijmy o nich nigdy! Warto tu wspomnieć mądre słowa: „Dobrze jest umierać, gdy się ma świadomość, że zrobiło się coś w życiu naprawdę dobrego, że pozostanie się w pamięci choćby kilku ludzi i będzie się przykładem dla potomnych”.

Dopiero po 1989 roku, już w wolnej Polsce temat „żołnierzy wyklętych” przestał być zafałszowaną kartą polskiej historii. Tytuł mojej pracy „per aspera ad astra” –  „przez trudy do gwiazd” nawiązuje do szczególnie trudnej sytuacji „wyklętych” po wojnie, kiedy to ryzykując własne życie, zostali uznani za bandytów i zbrodniarzy. Najwyższa pora przywrócić prawdziwą o nich pamięć i postawić za wzór, nie zapominając jednak, że – tak jak każdy człowiek – mieli lepsze i gorsze momenty.

Cześć i chwała bohaterom!