Nie umiera ten, kto ma Boga przed sobą…
Malarz obrazów, które nie pozwoliły i nie pozwolą mu umrzeć. Nie pędzlem a życiem je malował. Nie na płótnie a w ludzkich sercach. I w nich pozostanie, bo nie umiera ten, kto ma Boga przed sobą, […] mocniejszy jest od śmierci.
Z żywym obrazem bogatego życia Śp. Ks. Andrzeja Majewskiego i żywym obrazem jego uśmiechniętej twarzy, setki jego przyjaciół przybyły dzisiaj do Czarnej, aby mu towarzyszyć w jego ostatniej ziemskiej wędrówce. Pogrzebowej Eucharystii przewodniczył Metropolita Przemyski, abp Józef Michalik. Koncelebrowało ponad 120 kapłanów. Homilię wygłosił ks. prał. Zbigniew Suchy, Redaktor Naczelny Niedzieli Przemyskiej.
– Drogi Andrzeju – mówił – chciałbym porozmawiać z Tobą, jak z kimś, kogo śmierć nie zatrzymała. Nie zabrała nam, bo pozostałeś z nami, jakby w innej postaci. Rozmówić się z Tobą chcę o sztuce, która tutaj pozostała.
I tak się rozpoczął dziś niezwykły, pogrzebowy wernisaż. Na pierwszym miejscu obraz owiec, których zapach ks. Andrzej poznał wiele wcześniej, niż kapłanom zwrócił na to uwagę Papież Franciszek – „Jestem im potrzebny i chcę tu zostać” – mówił. Drugim stał się obraz miłości – Zobaczyłeś, że do rodzin, którym jest tak trudno, trzeba wprowadzić Słowo Boże […] i tłumaczyłeś w czasie kazań, że Domowy Kościół to jest coś, co może przynieść wiele radości i pokoju. Łuski spadły im z oczu.
Obraz trzeci, malowany barwami naznaczonymi chorobą i cierpieniem to róże i św. Rita – Każdego 22 dnia miesiąca posypią się róże! – wołał kaznodzieja. Czwarty obraz to wolność – Twoim bólem i Twoją troską byli ci, którzy zostali zniewoleni. – I ostatni obraz opisany przez kaznodzieję – najtrudniejszy i najpiękniejszy – heroizm Krzyża. – Mówiłeś: „Pan Jezus jest lepszy niż się spodziewamy, niż sobie możemy to wyobrazić. Ludzie widząc cierpiącego księdza, pojednali się z Bogiem i po raz pierwszy przeżyli te święta po Bożemu”.
Szóstym stał się – już nie w homilii, ale w pożegnaniu – obraz Winnicy opisany przez ks. Pawła Tomonia, kolegę kursowego z Seminarium – Usłyszałeś to zaproszenie „Idźcie i wy do winnicy”. Odpowiedziałeś na to wezwanie!
I ostatni obraz, zbierający w jedno wszystkie poprzednie a chyba najbardziej wzruszający, bo wypowiedziany drżącym głosem przez parafiankę: – Żyłeś z nami, cierpiałeś i płakałeś z nami. Nigdy Ci żaden człowiek nie był obojętny […] Byłeś dla nas uosobieniem prawdziwego obrazu Chrystusa. Wiele razy powtarzałeś, że jesteśmy dla Ciebie najważniejsi, że nas kochasz […] Pokazałeś, że wszystko jest możliwe, jeśli zaufa się Bogu. Mówiłeś też, że kiedy siły Ci na to pozwalały, co noc wychodziłeś na balkon przed snem i czyniłeś nad nami, parafiami, znak Krzyża.
Teraz jest podobnie. Właściwie tak samo. Tyle tylko, że z tego balkonu spoglądasz, Księże Andrzeju, na Bieszczady nie sam, ale ze św. Ritą.